STOWARZYSZENIE REKONSTRUKCJI HISTORYCZNEJ
51 PUŁKU PIECHOTY STRZELCÓW KRESOWYCH
Artykuły
Bitwa pod Iłżą 8-9 września 1939 roku oczami Niemców.

Przypadająca na dzisiejszy dzień 76 rocznica bitwy pod Iłżą 8-9 września 1939 roku skłoniła mnie do innego spojrzenia na to co wydarzyło się w tamte wrześnowie dni.  W niniejszym artykule postanowiłem "obejrzeć"  bitwę oczami Niemców. Zebrane  tłumaczenia oryginalnych wspomnień i opracowań pochodzą z niemieckich gazet i książek, które pojawiły się niemal na "świeżo" po zakończneniu walk - wszystkie powstały na przełomie 1939/1940. Pomimo wydźwięku propagandowego jaki zawierają, pomiędzy wierszami a czasem wprost można wyczytać z nich ogrom informacji o bitwie iłżeckiej - o tym jak doszło do bitwy, o nieugiętości żołnierzy obu stron, o użyciu broni przeciwlotniczej do zwalczania celów naziemnych, o błędach taktycznych które nie obce był również stronie niemieckiej, o użyciu karabinów przecipancernych przez polskich żołnierzy oraz ich bohaterstwie, którym Niemcy tłumaczą swoje duże straty i niepewny wynik bitwy aż do samego końca. Dodatkowo w artykule zamieściłem zdjęcia wykonane przez niemieckich żołnierzy tuż po bitwie oraz kilkanaście pamiątek z pobojowiska jakie przez lata trafiły do moich zbiorów.Tomasz Gliński.

Walka o Iłżę

Polecenie dla Dywizji na dzień 8.IX.1939r. w pierwotnej wersji brzmiało: Wymaszerować z Ostrowca przez Sienno i przez skrzyżowanie dróg na szóstym kilometrze na północny-zachód od Sienna, przez Lipsko na Zwoleń, aby tutaj przeciąć drogę cofającym się z Radomia do Wisły oddziałom polskim.

Wieczorem poprzedniego dnia część Dywizji, złożona z oddziałów rozpoznawczych i dywizjonu zmotoryzowanego posunęła się aż do Lipska, a oddziały zmotoryzowane dotarły do wsi Lipa Miklas. Na rozkaz dowódcy tego odcinka zmotoryzowane szpice utworzyły łuk obronny, między skrzyżowaniem dróg na północ od wsi Sienno i Lipa Miklas, dla nadciągających dalej oddziałów.

O godz. 7.40 dowódca pułku  wydał nowy rozkaz, według którego dywizjon miał działać jako szpica pułku, po drodze którego pierwszym skokiem była Iłża a drugim Skaryszew. Bateria pułku artylerii i 1 pluton czołgów  ruszyły w nakazanym kierunku. O godz. 11.00 dowódca dywizjonu spotkał na skrzyżowaniu dróg na północ od Sienna, cześć pułku, który podzielony nie mógł kontynuować uprzednio nakazanego marszu na Zwoleń. Powszechne umiłowanie, płynące z różnorodnych i znanych cech dowódcy dawały nowy zapał do walki pomimo ośmiu wypełnionych wytężoną walką dni i nocy.

Krótko po tym nastąpiło spotkanie na tymże skrzyżowaniu dróg dowódcy Dywizji z dowodzącym generałem. Nastąpiły krótkie polecenia, w wyniku których przednia cześć Dywizji  miała kontynuować marsz na wschód (w kierunku Zwolenia) aby zablokować drogę  polskich oddziałów przedzierających się do Wisły.

Tymczasem 6-ty dywizjon zgodnie z poprzednim rozkazem maszerował w kierunku Iłży. Skwarne i gorące słońce świeciło nad wysuszoną polską ziemią. Każdy pojedynczy pojazd ciągnął za sobą, na tej ledwie widocznej znojnej drodze tumany kurzu, który kładł się ciężko na oczy i zatykał płuca. Zapewne wówczas  nieprzyjacielscy obserwatorzy myśleli patrząc na ten marsz: Teraz oto idą straszne zmotoryzowane niemieckie siły, które nakażą naszym drogę odwrotu.

O godz. 11.50 przedni oddział znajdujący się na wschód od Iłży, we wsi Piłatka znalazł się w ogniu nieprzyjaciela, który usadowił się na wzgórzu zamkowym. Jednocześnie dały się zaobserwować ruchy nieprzyjaciela na linii Iłża – Chwałowice. Natychmiast skierowano przeciw wrogowi baterię dział, pluton ckm oraz jeden szwadron. W międzyczasie przedni oddział z za osłony wozów ustawionych na lewym i prawym rowie drogi zaatakował nieprzyjaciela na wzgórzu zamkowym. W tym momencie wzmógł się ogień nieprzyjaciela. W odległości zaledwie 100m od punktu wyjścia atak załamał się w ogniu polskiej piechoty. Przeciwnik był okopany na górze i bronił się…

O godz. 11.45 pułkownik, który osobiście sprawował dowództwo nad większością 1 szwadronu, spotkał się z oddziałami, które na wschód od Iłży toczyły bój o wzgórze 241, uniemożliwiające dalszy marsz wojskom przez Piłatkę. Tutaj trwał zażarty bój, czołowy oddział leżał na ziemi, po nieudanym ataku, niecałe 100 m na zachód od Piłatki. Przez małe wiejskie domki przenosiły strzały piechoty i serie ciężkich karabinów maszynowych. Dowódca pułku zorientowawszy się w sytuacji nakazał  drugiemu szwadronowi atak w kierunku wschodnim, zanim nieprzyjacielowi nie nadejdą posiłki  z zachodu. Działo się to o godz. 12.30, kiedy 2 szwadron rozpoczął atak na wzgórze 246, położone na wschód od Iłży. Po jego lewej stronie znajdował się 6 szwadron a 5 szwadron stanowił jego prawą osłonę. Na pole walki przybył dowódca Dywizji aby naocznie przekonać się o położeniu oddziałów w walce. W rozmowie podkreślił on konieczność ataku na ciągle jeszcze słabsze siły nieprzyjaciela.

O godz. 14.40 zmienił się obraz położenia wroga. Do ataku przeciw broniącym się wojskom polskim rzucono 2 szwadron wzmocniony jednym plutonem z 5 szwadronu. O godz. 13.15 2 szwadron zauważył nowe siły przeciwnika z południowego zachodu, które z tumanów  wyłoniły się od strony Błazin. Dowódca  pułku rzucił przeciwko tym  oddziałom wroga 1 pluton 2 szwadronu, który rozpoczął atak na wzgórze 241 (położone na zachód od Iłży). W międzyczasie włączył się do walki pierwszy oddział z pułku artylerii. Dowódca pułku dowodził ze stanowiska dowodzenia, które znajdowało się w jednym z domów przy drodze do Iłży, w pobliżu przedniej linii 6 szwadronu. Tutaj pozostawał przez cały czas ciężkiej walki, na wyraźny rozkaz dowódcy Dywizji, który chciał aby oficerowie brali udział w bezpośredniej walce z wrogiem. Tymczasem przeciwko walczącemu w Błazinach nieprzyjacielowi skierowano 1 i 3 szwadron oraz 4 szwadron ckm. Do tych sił włączono również 17 szwadron (bez 2 plutonu), z zadaniem wsparcia walczących pododdziałów.

O godz. 15.00 oddziały osiągnęły wschodnią część Piłatki. Tutaj oczekiwano na rozkaz do ostatecznego ataku. Dowódca chciał przemieścić się do zachodniego krańca wsi Maziarze, dalej do Kotlarki i Błazin aby stąd rozwinąć atak na wzgórze 241 od południowego-zachodu i je zająć. Szwadrony – 1 ,4 i 17 (bez 2 plutonu) miały zająć wzgórze 206 ( na południowy-wschód od Iłży), w tym czasie 3 szwadron walczący na południe od wsi Błaziny, powinien osłonić późniejszy atak na południe. Dowódca oddziału chciał sam na czele karabinów maszynowych zdobyć wzgórze 206. W ogniu walki fałszywie przyjęto, że las na południe od wsi Kotlarka i na południe od zachodniego wyjścia od wsi Maziarze, jest wolny od wroga. 1 szwadron szedł tuż za czołgami. Wojska nieprzyjaciela szybko odkryły sunące w tumanie kurzu oddziały. Początkowo wszystko szło dobrze. Tyraliera 1 szwadronu przeszła wieś Kotlarkę i osiągnęła zachodnie obrzeże wsi Błaziny. Nagle nad szwadronami zawisło groźne niebezpieczeństwo. Od przodu toczyły się przeciwko tyralierze 1 szwadronu 4 polskie wozy pancerne, które miały jak się później okazało za zadanie, osłaniać polski sztab. Prawie równocześnie uderzył ogień artylerii i karabinów maszynowych na szeregi, które musiały się zatrzymać. Na walczących został skierowany ogień artylerii od południowego-wschodu oraz od północy ogień karabinów maszynowych  ustawionych na skraju lasu. Wkrótce  czołgi musiały szukać ochrony za domami, podczas gdy karabiny maszynowe siekły ogniem na południowy skraj lasu. Zgiełk bojowy drążył uszy dowódcy pułku i dowódców pododdziałów.. Uznali oni, że walka przeciwko wzgórzu 241 jest mniej ważna niż w Błazinach, gdzie napotkano silniejsze oddziały nieprzyjaciela. Dowódca 1 szwadronu, przyjął  meldunek że  1 i 3 szwadron opanowały Błaziny. Wkrótce okazało się jednak, że wiadomość ta była fałszywa. 4 szwadron , który miał atakować wzgórze 206 nie otrzymał tego rozkazu i oczekiwał  przed Błazinami za 1 szwadronem. Na południowym skraju wsi oraz  we wschodniej jej części  zaległy oba szwadrony w ostrej ogniowej walce z polskimi oddziałami, które znajdowały się w okopach na północnym skraju lasu na południe od tej miejscowości. Do boju wciągnięto także 3 szwadron. Poprzez manewr plutonu z 17 szwadronu na północy została przecięta przednia linia frontu nieprzyjaciela. Tak wyglądała sytuacja w początkowym etapie walki. Dowódca nakazał atak w rozwiniętym szyku. Natychmiast po rozpoczęciu ataku szwadron dostał się w ogień polskich karabinów maszynowych, który pochodził z południowego skraju lasu Maziarze. Dalsze posuwanie się do przodu było nie możliwe. Tak zaległ również  4 szwadron o 1 km od lewego skrzydła. 1 pluton 17 szwadronu, który znajdował się za 3 szwadronem, zaległ w ogniu walki. 4 szwadron nie mógł wykonać rozkazu, by wrócić do ataku na wzgórze 206, ponieważ ogień karabinów maszynowych wroga uniemożliwiał jakiekolwiek  ruchy, o czym o 16.45 zameldował dowódca 4 szwadronu do sztabu pułku. W międzyczasie (około godz. 15.00) wszedł do walki 2 pluton 1 szwadronu. Tu właśnie poniósł śmierć w czasie ataku na polskie stanowiska, dowódca szwadronu rotmistrz Berger.  Gdy szwadron zaległ na południowym zboczu wzgórza 246 dowództwo objął jego zastępca. 1 szwadron  przeszedł następnie do kontrataku przeciwko Polakom, którzy usiłowali rozciąć nasze szerego od południa. W międzyczasie wozy pancerne były bezczynne wraz z dywizjonem artylerii i 1 baterią artylerii przeciwlotniczej. Od godz. 15 wprowadzono je do walki wskutek czego dały się zauważyć ruchy Polaków na wzgórzu zamkowym. Było to sygnałem dla 6 szwadronu do energicznego parcia naprzód. Dowódca tego szwadronu Koepke pędził na czele do szturmu, który wraz z jego bohaterską śmiercią zakończył się w krzyżowym ogniu karabinów maszynowych nieprzyjaciela. Szwadron okopał się w odległości 1 km na zachód od Piłatki.

O godz. 17.00 dowódca pułku zorientował dowódcę 1 szwadronu w sytuacji bojowej. Nakazał mu zajęcie pozycji między 2 i 3 szwadronem aby wesprzeć 17 szwadron (bez jednego plutonu) oraz z 1 plutonem 5 szwadronu i 6 szwadronem celem ponownego ataku.

O godz. 18.55 przeprowadzono wspólny atak na wysokości cmentarza znajdującego się 800 m na wschód od „starego zamku”. Ale i ten atak był daremny. Opór Polaków wzmocnił się. Ogień karabinów maszynowych, granatników i ręcznych granatów odrzucił linię atakujących o 300 metrów do tyłu. W tej sytuacji dowódca pułku zdecydował się przejść do obrony na całej linii frontu. Cześć dywizjonu przeciwlotniczego, którego bohaterski dowódca mjr Weissem jeszcze w nocy znajdował się na tyłach 6 i 2 szwadronu, posiadał jedną baterię. Zadaniem tej jednostki było prowadzenie obrony na południowym zboczu wzgórza 206.  Pułk jeszcze do godz. 15.00 nie miał wprowadzonego do walki 7 szwadronu, ostatnie rezerwy, który po zakończeniu przygotowań nadciągnął w kierunku zbocza 246. Sytuacja zdawała się uspakajać. Dowódca pułku znajdował się na stanowisku w domu  przy drodze Piłatka- Iłża, skąd dowodził całością sił. Od zachodu sztabu bronił 1 pluton 8 szwadronu. Ze sztabu Dywizji został wysłany adiutant, w celu zorientowania się położeniu i przeniesienia rozkazów na następny dzień dla dowództwa pułku. O godz. 20.30 skręcił z drogi prowadzącej z Piłatki do Iłży i na północ od niej został zaskoczony w zupełnej ciemności. Nagły atak polski wspomagany był bronią pancerną i wściekłym ogniem karabinów maszynowych. Polacy myśleli teraz, że w mgnieniu oka przedrą się przez linie i całością sił  przejdą ku Wiśle.

Ciężko się jednak zawiedli. W pełnej bohaterstwa obronie padł na czele 8 szwadronu ppor. Schroeder. Przednia straż 7 szwadronu pod dowództwem ppor. Megla została rozbita o 19.55. Porucznik zginął. Coraz bardziej wzmagała się wrzawa bitewna na drodze w bezpośrednim sąsiedztwie sztabu pułku. Silny ogień artyleryjski kładł się nad wsią Piłatka. Polscy żołnierze szturmowali po obu stronach drogi, przy której znajdował się sztab pułku. Wydawało im się, że pod osłoną nocy przedrą się dalej. Walka nie była jeszcze rozstrzygnięta, a bój nasilał się coraz bardziej. Dowódca pułku usiłował  zatrzymać atak polski na północ od drogi Iłża-Piłatka. Mimo ciężkich strat Polacy niewzruszenie parli naprzód. Wtedy dowódca pułku zebrał wszystkich żołnierzy służb pomocniczych (kierowców, pisarzy, telefonistów i radiotelefonistów ) i bronił przedniej linii, sam rzucając się do kontrataku. Dowódca strzelał wraz ze swoimi żołnierzami, dopóki zranienie ręki nie wyrwało mu broni z dłoni. Chwycił za pistolet, bezpośrednia ochrona chciała go powstrzymać, a on dalej strzelał aż do chwili, kiedy seria z karabinu maszynowego sięgnęła jego piersi. Cicho umierał pułkownik Wilhelm Dietrich von Ditfurth. Żaden jęk bólu nie wyrwał się z jego ust. Ani razu nie pozwolił poznać, że umiera. Jeszcze raz otworzyły się oczy umierającego i ukazały całe jego życie, pełne wierności i wypełniania obowiązków w pruskiej gwardii oraz w pułkach Adolfa Hitlera, życie wiernej służby krajowi ojczystemu. Przybyłym na pomoc wojskom pancernym i zmotoryzowanym udało się ten poważny atak ostatecznie odeprzeć.

Tej nocy miał miejsce jeszcze jeden wielki atak Polaków, który niemieckie oddziały  udaremniły dopiero następnego dnia. Próba przedarcia się polskich sił nie udała się i wszyscy oni poddali się zwycięskim wojskom niemieckim. W głębokiej żałobie ale i wielkim zaszczycie, z niewypowiedzianą dumą, opuszczamy przynależne naszym wojskom sztandary nad grobami poległych pod Iłżą bohaterów. W sercach naszego narodu mają oni trwały pomnik- Aere Perennius.

Militar –Wochenblatt 1939/40 , Berlin Nr 52, den 28 Juni 1940, s. 2328.Tłumaczył mgr. H. Szymulski, administracja dr. Szymański. Tłumaczenie ze zbiorów autora.

 Szkic z Militar - Wochenblatt Nr 52 przedstawiający walki Kampfgruppe "Ditfurth" 8 września 1939 roku pod Iłżą.

 Guziki od mundurów niemieckich, guzik od polskiej kurtki mundurowej, wystrzelone pociski od broni maszynowej i karabinów odnalezione na skraju wsi Piłatka przy drodze Iłża - Lipsko,  gdzie wieczorem 8 września nacierał na niemieckie pozycje 1 batalion 9 pułku piechoty Legionów.

 Dwa zdjęcia przedstawiające to co pozostało ze sztabu pułkownika Ditfurtha, dowódcy 9 Kavalerie Schutzen Regiment, który znajdował się na terenie gospodarstwa Państwa Godziszów w Piłatce. Zdjecia wykonane przez nieznanego niemieckiego żołnierza wkrótce po zakończeniu walk. Zbiory autora.

 Poległy polski żołnierz przy wraku niemieckiego motocykla - rejon obrony sztabu 9 KSR stał się miejscem zaciętych walk. Gospodarstwo Państwa Godziszów w czasie bitwy doszczętnie spłonęło. Zbiory Muzeum Regionalnego w Iłży.

 Łuski polskie i niemieckie 7,92 x 57 mm odnalezione po latach na polach wzdłuż drogi Iłża- Piłatka. W walkach pod Iłżą Niemcy obok amunicji rodzimej produkcji użyli naboi produkcji czechosłowackiej ze zdobyczy z 1938 roku.

Wo Flakkanoniere stehen, kommt keiner durch!
wspomnienia niemieckiego przeciwlotnika spod Iłży

W południe 8 września został zamknięty pierścień wokół Radomia. Ponieważ czoło Niemców natrafiło koło Iłży na twardy opór, podciągnięto do przodu artylerię, także i nas przeciwlotników. Wrogie linie znajdują się pod naszym ogniem , nagle jakiś feldfebel z piechoty przychodzi do naszego punktu obserwacyjnego i pokazuje nam wrogie, ledwo o 1500 m od nas oddalone pozycje karabinów maszynowych.

Z potworną odwagą, mimo wrogiego ostrzału zostaje podciągnięte działo na sam środek naszego punktu obserwacyjnego. Już po kilku chwilach zabłysły pierwsze pociski smugowe w rzędach Polaków którzy cofnęli się w dzikim strachu. Nasze strzały zdradziły przeciwnikowi punkt obserwacyjny, który teraz przeciwnik obsypywał ciężkim ogniem karabinów maszynowych. Nie ma wątpliwości że w wieży musi znajdować się polski karabin maszynowy, w tej samej wieży w której, jak nam zameldowano przeciwnik urządził swój punkt obserwacyjny. Nasze lekkie działo musi jeszcze raz wykonać całą pracę. Także ciężkie działo, jak to tylko możliwe cicho, zostaje  przyciągnięte na miejsce –przeciwnik znajduje się przed nami.

Już huczą pierwsze pociski . Nasza lekka bateria ze swoimi działami stoi na czele pochodu gotowa do ochrony skrzydeł. Zamknięci Polacy Ciągle próbują rozerwać okrążenie . Kiedy także polskej artyleria nie udaje się  wyrzucić nas z naszego miejsca, wróg próbuje zrobić wyłom, obchodzi linię ognia lekkich baterii i podchodzi także do skrzydła ciężkiej baterii.

My jednak nie tracimy spokoju, nawet wtedy kiedy polskie działo trafia nasz samochód z amunicją. Amunicja idzie w powietrze z piekielnym hukiem i pała słupami ognia do nieba.Wczesnym rankiem , w pół do czwartej siedzimy w kucki zupełnie przemarznięci w okopach za działami – słyszymy na wysokości podciągniętych do przodu lekkich dział naszej ciężkiej baterii okrzyk hurra. Są Polacy! Natychmiast wszystko ożywa, biegnie do karabinków i zatyka bagnety.

Już huczy artyleria – pociski ciężkiego kalibru polują na naszą pozycję – karabiny maszynowe terkotają , kule gwiżdżą. My artylerzyści szturmujemy wzgórze, na którym znajdują się Polacy. Wyraźne są do rozpoznania sylwetki polskich hełmów, tak jasny jest  blask palących się zagród. Jesteśmy gotowi do obrony, ale też znamy powagę sytuacji , przed nami leży przeważający znacznie liczbą przeciwnik. Piechota, która dysponuje wszelką nowoczesną, z okopanymi  także  działami piechoty –naszą bronią są tylko karabiny i pistolety, nie licząc   wspierającego nas ogienia lekkich dział przeciwlotniczych. Czego nam jednak brakuje na materiale to zastępuje niepowstrzymana wola utrzymać pozycje bez względu na koszty. Wyprostowany dowódca  rwie do przodu i porywa ze sobą ludzi. Atakując do przodu zostaje trafiony śmiertelnie kulą –jednak nasz atak idzie dalej ,mimo żę nasza liczba jest znikoma. Ponieważ tylko z trudem możemy się rozprzestrzeniać ,pewien oficer  wraca do własnej baterii i strzela nią w Polaków. Celne strzały mają wkrótce upragniony efekt, przeciwnik musi się cofnąć a my podążamy za nim dużymi skokami aż oddaje swoje przednie linie i spychamy go 800 metrów , tak ze nasza przednia linia sięga pierwszych polskich dział o kalibrze 10,5 cm.

Ale wkrótce przeciwnik wprowadza swoje rezerwy i rozwija drugą falę ataku z punktem ciężkości na nasze słabe lewe skrzydło, które natychmiast wzmacniamy wszystkimi dostępnymi środkami. Mamy tylko karabiny, ponadto daje się zauważyć odczuwalny brak amunicji, tak odczuwalny, że strzelamy  amunicją zdobytą na Polakach. Znowu rozpala się zaciekła walka. Coraz więcej rezerw polskich zostaje skierowanych  przeciwko nam , ciągle wybuchają granaty blisko nas, trzaskają kule przed nami w piasek. Potrzebujemy koniecznie rezerw. Wszystkie drogi dojazdów są zamknięte – jesteśmy zamknięci i leżymy sami. Jeden oficer powraca aby sprowadzić posiłki. Wtem pojawia się promień nadziei. Cztery niemieckie czołgi stoją jeszcze poniżej na drodze. Kilka poleceń i posuwają się już powoli w górę, gdzie szaleje zacięta walka. Także oni mają już ledwie amunicji i tylko trochę paliwa – ale  jedynie  co ma znaczenie  to uratowanie towarzyszy.

Z przodu posuwa się walka z całym impetem. Nikt nie wie czy i kiedy przyjdą posiłki. Niejeden wsunął już do karabinu ostatnią łódkę z nabojami, wtem rozchodzi się okrzyk radości, niemieckie czołgi! Powoli pełzają czołgi z wyjącymi silnikami nad zboczem i otwierają ogień. Polacy  są bez reszty w nieładzie – przednie linie cofają się a my jesteśmy oswobodzeni. Możemy powrócić do swoich dział i strzelamy ostatnią amunicją  w kierunku wzgórza. Dalsze trwanie tu z przodu byłoby jednaka samobójstwem. Musimy wynosić się z tego kotła.  Działa  zostają błyskawicznie zaprzodkowane i tak samo szybko powracają na  drogę .Polska kawaleria blokuje drogę. Krótka decyzja – pierwsze działo zostaje ustawione na środku drogi- strzał na lewo – strzał na prawo, strzał wzdłuż ulicy i już jest dziura w polskiej przegrodzie. Działo zostaje zaprzodkowane i pełnym gazem idzie przez wybity otwór, ścigane przez niezliczone wrogie kule. Decydujący moment  bitwy pod Iłżą jest zakończony – polskie przedarcie się jest udaremnione o przez to zapewnione rozstrzygnięcie bitwy w celu zniszczenia zamkniętej koło Radomia polskiej armii.

"Der Sieg in Polen", Berlin, styczeń 1940. Tłumaczenie ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Iłży.

 Łuski od działek przeciwlotniczych 2 cm FLAK 30 odnalezione po latach na wzgórzach pomiędzy Piłatką a Iłżą, skąd według relacji niemieckie działka przeciwlotnicze z I/Flak Regiment 22 ostrzeliwały 8 września polskie stanowiska na przedpolu Iłży. Zbiory autora.

 Działko przeciwlotnicze 2 cm FLAK 30 z I/Flak Regiment 22 na stanowisku. Zdjęcie z albumu prezentującego  szlak bojowy dywizjonu w czasie walk w 1939 roku w Polsce. Zbiory autora.

„Panzer nach vorn”
wspomnienia niemieckiego pancerniaka z bitwy iłżeckiej

Około 10 września niemiecka dywizja pancerna zostaje pospiesznie skierowana głębokim marszem oskrzydlającym z południa, od Radomia przez Ostrowiec Świętokrzyski i zajmuje stanowiska po obu stornach szosy Lipsko – Iłża frontem na zachód, celem odcięcia odwrotu armji radomskiej za Wisłę. Jest już późne popołudnie, przed sobą mamy tylko pułk kawalerji spieszonej. Armia polska jest wprawdzie zaatakowana od zachodu, nie wiemy jednak, jakie siły rzuciła, by otworzyć sobie odwrót gościńcem Radom – Puławy.

Z frontu przywożą rannych kawalerzystów. Łącznicy meldują, że walka toczy się ze zmiennym szczęściem. Dowódca pułku kawalerji poległ, a z nim większość jego sztabu. Coraz nowe siły nieprzyjacielskie nacierają. Już nasza druga kompania pancerna jest na przodzie i musiała wielokrotnie interweniować. Nasz pułk pancerny będzie musiał wytrzymać główny napór.

Nazajutrz o godzinie 7.30 dowódca batalionu otrzymuje rozkaz wykonać dwoma kompanjami, pierwszą i trzecią, przeciwuderzenie okrakiem na szosie do Iłży, by otworzyć dywizji drogę do Radomia. Mijamy wkrótce naszą pierwszą linję. Ze skraju wsi i kartoflisk przed miejscowościami Maziarze i Podkończe wita nas polski ogień z 20 armat i 60 karabinów maszynowych. Polacy wyprowadzają nawet miotacze płomienni. Musimy osiągnąć nasz cel: drogę Iłża – Błaziny. Oddział niemieckiej artylerii przeciwlotniczej jest otoczony na wzgórzach przed tą wsią. Walczymy już od dwóch godzin. Dwa plutony 3 kompanjji utknęły przed masą nieprzyjaciela na naszym lewym skrzydle. Pozostają jako osłona skrzydła. Inne plutony z trudem przedzierają się do przodu. Widzimy karabiny przeciwczołgowe, ogień których przedziurawia nasze pancerze. Naciskamy bez ustanku spusty naszych karabinów maszynowych i widzimy w ognistych wiązkach świetlnej amunicji padające ciała ludzi i koni. W momencie tym istnieje jedno prawo spiżowe: ty lub ja.

Nasze gąsienice miażdżą zabitych i żywych, którzy trwali do ostatka. Mimo to polska artyleria i obrona przeciwpancerna strzela z nie zmniejszoną gwałtownością. Między  czołgami wytryskują fontanny ziemi. Często błyskają iskry pocisków trafiających, przez luki pancerza.
Nagle jeden z czołgów zatrzymuje się – wieża jego nie obraca się. Pocisk nieprzyjacielski rozbił pokrywę wieży i zniszczył mechanizm obrotowy. W tej samej chwili kierowca osunął się, zabity na siodełku. Czołg stoi w najsilniejszym ogniu nieprzyjaciela. Z trudem udaje się jednemu z załogi usunąć zabitego kierowcę z miejsca i wyprowadzić czołg z pola obstrzału polskich granatów.

Dowódca plutonu zginął od postrzału w głowę z karabinu przeciwpancernego wkrótce po przekroczeniu własnych linji. Również strzelcy pancerni z dwóch innych czołgów zginęli od kul karabinów przeciwczołgowych, a jeden strzelec został ranny.

Po osiągnięciu drogi Iłża – Błaziny dowódca batalionu czołgów daje rozkaz cofnięcia się z powrotem na stanowiska wyjściowe. Widocznie pozostawanie na wysuniętej pozycji, wobec mężnej postawy wojsk polskich, wydało się Niemcom zbyt ryzykownym.

Walki o swobodę działania 9-20 września 1939 r. Kampania wrześniowa w oświetleniu niemieckim. Warszawa, listopad 1941 r. , „Panzer nach vorn” – Reinecker str 92 -98.

 Panzer 38 (t) w czasie przemarszu. Według oryginalnego opisu zdjęcia zostało ono zrobione w rejonie Iłży. W 67 batalionie pancernym znajdowało sie etatowo 17 czołgów Panzer II oraz 52 znacznie lepiej uzbrojone i opancerzone, ex-czeskie czołgi Panzer 38 (t), które trafiły do niemieckiej armii po zajęciu Czechosłowacji w 1938 roku. Zbiory autora.

 ffff Czołg Panzer II Ausf b z Panzer-Abteilung 67 o numerze bocznym 135 uszkodzony w czasie walk pod Iłżą.  Jak podają źródła niemieckie ( H.Kregel, Geschichte des Panzer-Regiments 10 1938-45., 2010 r.) w czasie walk w Polsce w 1939 roku zginęło w sumie 11 czołgistów z 67 batalionu pancernego, z czego aż 3 pod Iłżą : Oberleutnant W.Meisner, Panzerschütze H.Schmidt oraz Panzerschütze H. Domke - wszyscy z 3 kompanii.

 Karabin przeciwpancerny wz. 1935 kaliber 7,92 mm na stanowisku bojowym. Walki pod Iłżą zaprzeczają mylnej, obiegowej o nie wykorzystaniu tej broni przez Wojsko Polskie - od pocisku z polskiego karabinu przeciwpancernego zginął dowódca 3 kompanii 67 batalionu pancernego, Oberleutnant Meisner. Czołg w którym się znajdował , ex-czeski Panzer 38(t) o numerze taktycznym 322, został trafiony w wieżę. Pocisk przebił pancerz i jak wskazuje powyższa relacja niemieckiego pancerniaka Oblt. Meisner "zginął od postrzału w głowę z karabinu przeciwpancernego wkrótce po przekroczeniu własnych linji." Nastepnie autor podaje, że również "strzelcy pancerni z dwóch innych czołgów zginęli od kul karabinów przeciwczołgowych, a jeden strzelec został ranny." Relacja ta jest najlepszym dowodem na użycie i skuteczność  kbppanc. wz. 35 nie tylko w bitwie pod Ilżą.

„Noc koło Iłży”

7 września niemieckie rozpoznanie lotnicze stwierdziło silne zgrupowanie nieprzyjacielskie przed prawym skrzydłem 10 Armii. Polacy koncentrowali się na obszarze na północy od Gór Świętokrzyskich, pokrytych lasami średnich gór, na południe od Radomia.

Generał von Reichenau rozkazał z tej przyczyny następującą operację oskrzydlającą: XIV Korpus Armijny uderzy przez Radom w kierunku Wisły pod Dęblinem i utworzy rygiel północny. IX Korpus Armijny przesunie się powoli z zachodu i przeszkodzi ucieczce Polaków w przeciwnym kierunku. A XV Korpus Armijny dokończy osaczanie poprzez szybkie uderzenie z prawego skrzydła z tyłu nieprzyjaciela.

Rankiem 8 września wprowadzono do akcji w celach zwiadowczych grupę bojową „Ditfurth” z 3 Dywizji Lekkiej pod dowództwem generała brygady Kunzena z rejonu Ostrowca w kierunku na Iłżę i Radom. Grupa , nazwana nazwiskiem dowódcy 9 pułku kawalerii pułkownika von Ditfurtha, składała się oprócz pułku z 2 kompanii 67 batalionu czołgów, I dywizjonu 80 pułku artylerii i I dywizjonu 22 pułku artylerii przeciwlotniczej z czterema bateriami. Te oddziały Luftwaffe uczestniczyły w ofensywie na najbardziej wysuniętym odcinku frontu wojsk lądowych, żeby obrona przeciwlotnicza była o każdej porze na miejscu w przypadku ataku polskich lotników. Podczas burzliwej ofensywy ostatnich dni na niebie nie pokazał się wprawdzie żaden Polak. Kolumny namiarów i łączności pozostały w tyle na zatkanych drogach. Tylko same baterie utrzymywały się na czele ofensywy.

Jednak teraz, kiedy brakowało im środków dowodzenia, były ledwie możliwe do efektywnego użycia. Do tego miały się teraz okazać skuteczne w walce wprost. Piechota i artyleria wiedziały, jaką siłę przebicia posiadały strzały armat przeciwlotniczych z jej płaskimi torami lotu pocisków.

Około południa czoło grupy „Ditfurth” stanęło pod Pałatką około cztery kilometry od Iłży. Ogień prowadzony z pagórkowego obszaru starego zameczku przed Iłżą przydusił Niemców do ziemi. Jednocześnie w tumanach kurzu na drogach prowadzących do Iłży z południa i północy odkryto polskie kolumny. Także na północnym- wschodzie dało się zauważyć ruchy wojsk. Lasy na południowym – zachodzie były jeszcze spokojne. Ale i w nich zapadły polskie jednostki. Nieprzyjacielska artyleria strzelała jak szalona, ze wzgórza 241, leżącego trzy kilometry na zachód od Iłży, przestrzeliwując całe pole bitwy. Jeden szwadron z 2 dywizjonu 9 pułku kawalerii skierowano na wzgórze, ale przebrnął on zaledwie paręset metrów.

Pułkownik von Ditfurth rozkazał swojej jednostce zająć stanowiska na zachód od miejscowości, w ugrupowaniu w jakim dotarli do Piłatki drogą ze wschodu. Łańcuszki strzelców przygotowywały się do walki w pagórkowatym terenie wokół Iłży. Nie zbliżały się jednak do ruin zamku, przygniatane silnym ogniem.
O 13.20 przybył do Piłatki dowódca I dywizjonu 22 pułku artylerii przeciwlotniczej major Weissem. Do stanowiska bojowego pułkownika von Ditfurtha mógł dotrzeć Weissem tylko skokami pod ogniem broni piechoty. Tam otrzymał rozkaz, wysunięcia swoich baterii przed Pałatkę, zajęcia stanowisk ogniowych na południe od drogi Piłatka – Iłża i dania bezpośredniego wsparcia ogniowego walczącej piechocie.

Jakie pierwsze wchodzą do boju  20 mm działa 5 baterii dowodzonej przez podporucznika Seidenatha. Trzy dalsze idą za nimi, podczas gdy IV pluton zostaje zatrzymany jako rezerwa.
Seidenath kieruje wszystkie lufy 20 mm na południe, ponieważ tam teraz powinien nastąpić atak oskrzydlający Iłżę od południowej strony.

Tak powstała legenda. Artyleria przeciwlotnicza okazała się skuteczna w walce na lądzie. 8 września I dywizjon 22 pułku artylerii przeciwlotniczej dał bezpośrednie wsparcie ogniowe nacierającej piechocie. Następnej nocy odpierał na skraju frontu wszystkie ataki i przeciwdziałał w decydującym momencie w przebiciu się Polaków w kierunku Wisły.

W tym czasie 2 i 3 bateria pułku przeciwlotniczego ze swoimi ciężkimi działami 88 mm podjechała na stanowiska nieco dalej na wschód. Warunki nie są specjalnie korzystne. Osiemdziesięcioósemki ustawiają się obok 105 mm haubic artylerii polowej. Stoją w kotlinie, osłoniętej przed widokiem nieprzyjaciela poprzez pagórkowaty teren. To może być idealne dla haubic polowych, ponieważ ich pociski paraboliczną linię  balistyczną. Strzelanie odbywa się według danych wysuniętych obserwatorów. Strzały artylerii przeciwlotniczej charakteryzują się jednak płaskim torem lotu pocisku. Tutaj jest to jednak niemożliwe. Gdyby działo ustawić na wzgórzu, grad ognia nieprzyjaciela skosiłby natychmiast obsługę. Dlatego bateria 88 mm musi się najpierw zadowolić ostrzeliwaniem celów położonych daleko. Jej pociski padają na drogę  na północ od Iłży na kolumnę polaków, która przypadkowo rozpoznają obserwatorzy niemieccy. Działa 88 mm nie mogą wdawać się w rozszalałą bit1)e piechoty ledwo na dwa kilometry od ich stanowisk, gdyż konieczny do prowadzenia skutecznego ognia kąt podniesienia jest zbyt duży. Na pierwszej linii stoją 20 mm działa 5 baterii. Strzelają na południe, ale same dostają się pod ogień kaemów z zamku stojącego na zachodniej flance. Na każdy najmniejszy ruch polskie działa i karabiny maszynowe reagują gradem ognia. Położenie jest nie do utrzymania na dłuższą metę. Dowódca baterii, kapitan Kohler, rozkazuje zatem wyciągnąć spod linii ognia polskich granatników i dział przeciwpancernych przynajmniej III pluton. To się udaje, trzy działa zajmują nowe stanowiska, które w nocnym boju okażą się później szczególnie korzystne.

O tej porze, jest 18.00, przy wsparciu artylerii, czołgów i miotaczy ognia pada pod ogniem niemieckiej piechoty i artylerii przeciwlotniczej polskie kontruderzenie z południa. Polacy czują się więc tak silni, ze atakują już przy dziennym świetle. Co dopiero uczynią kiedy zapadnie noc?

Na przedniej linii niemieckiego frontu, oddalone tylko 800 metrów od ruin zamku leży wzgórze 246. Na nim zalegli niemieccy obserwatorzy artyleryjscy. W ciągu dnia zlokalizowali szereg gniazd karabinów maszynowych i dział przeciwpancernych, al. Własna artyleria nie może ich przykryć ogniem i nie leżą one w zasięgu 20 mm dział przeciwlotniczych. Pada rozkaz:” Działo przeciwlotnicze naprzód, na wzgórze 246”.

Działo 5  baterii(dowódca działonu Maurischat) zostaje najpierw wyciągnięte przez swój działon na wierzchołek pagórka, które leży bezpośrednio za wzgórzem 246. Ale i tutaj pole ostrzału jest ograniczone. Wskutek tego kanonierzy zbiegają po stoku ze swoim 800 kilogramowym działem, żeby z rozpędem dostać się na kolejne wzgórze. To nie wystarcza- utykają w połowie wzgórza.

Wtedy wkraczają do akcji wszyscy oficerowie ze stanowiska obserwacyjnego na wzgórzu 246, wtaczają działo wyżej. Tuż przy wierzchołku pagórka zatrzymują się. Wszystkie parametry pierwszego celu podano z punktu obserwacyjnego, magazynek jest pełny. Celowniczy ogląda swój cel przez lornetkę nożycową na stanowisku obserwacyjnym i siada do działa. A  potem wszyscy są gotowi do skoku.

W mgnieniu oka, kiedy naprzeciwko następuje zmiana taśmy przy najniebezpieczniejszym polskim kaemami, oficerowie i kanonierzy targają działo do przodu. Z celowniczym na siodełku!

W ciągu kilku sekund 20- milimetrówka stoi na wierzchołku pagórka. Już Kniehase uchwycił cel. Posyła  pierwszą salwę. I jeszcze jedną. 40 strzałów dokładnie w celu. W następnym momencie Kniehase wraz z działem zostaje znów ściągnięty w dół, na zbocze. Ani sekundy za wcześnie. Bo oto zmasowany ogień Polaków smaga wierzchołek pagórka. Ośmiokrotnie ustawia się działo Maurischata w ten otwarty sposób na wzgórzu nr 246. Ośmiokrotnie zostaje zmuszony do milczenia bezpośrednim ostrzałem kaem lub gniazdo dział przeciwpancernych Polaków. I każdorazowo głośne okrzyki kawalerzystów towarzyszą otwarciu ognia 20-milimetrówek. Od kilku godzin w tym pofałdowanym terenie z niewysokimi zaroślami nie posunęli się do przodu ani do tyłu. Teraz wreszcie artyleria przeciwlotnicza zrobiła im miejsce.

Na koniec kanonier Kniehase bierze na muszkę wysoką basztę górującą nad zamkiem. Liczne cekaemy mają z wieży znakomite pole ostrzału. Kniehase posyła w czterech salwach 80 pocisków burzących w kierunku otworów strzelniczych i na platformę baszty.

Teraz milkną karabiny maszynowe. Jednak wieża stoi, 20- milimetrowe pociski nie mogą jej nic zrobić. Nieprzyjaciel pośle na górę nowe pododdziały kaemistów.

Jest już ok. 19.00 i dzienne światło zaczyna zanikać. Nagle oficerowie i żołnierze odwracają się zaskoczeni do tyłu na wzgórze 246. Tam po wschodnim stoku wzgórza w ogniu nieprzyjaciela turkocze niemiecki ciągnik holujący armatę przeciwlotniczą. Major Weissem wydał jednemu działonowi 3 baterii rozkaz wsparcia znacznie większą siłą ognia samotnej 20 milimetrówki w walce na wzgórzu. A teraz osiemdziesiątka ósemka jest na miejscu. Zostaje wciągnięta aż na najwyższy wierzchołek wzgórza 246 i tam odprzodkowana. Jednak wierzchołek jest zbyt mały. Ciężkie działo kołysze się to w jedną to w drugą stronę. Jakże szaleńczo pracują łopatami oficerowie i załogi, żeby przygotować osiemdziesiątce ósemce stabilniejsze miejsce. W końcu, jest już przecież zmrok, pada pierwszy strzał z działa. A osiemdziesiątka ósemka stoi znów pochylona do płaszczyzny ziemi. Nowe poziomowanie, nowe strzał : celne trafienie w wieżę! Trzeci strzał wyrywa jedną stronę muru. Po serii dalszych trafień szybują tam w powietrzu tylko kurz i gruzy. Najwyższy czas, ponieważ zaraz nadchodzi noc.

Wzgórze 246 zostaje uprzątnięte, obie armaty przeciwlotnicze wracają do swoich baterii. Pułkownik von Ditfurth wierzy jeszcze, że może utrzymać także w nocy swoje stanowiska przed Polakami. Nie ma już rezerw, wszystkie oddziały zostały wprowadzone na pierwszą linię.  A oto już krótko po 20.00 zmasowany atak Polaków odrzucił niemieckie oddziały. Na drodze do Iłży nieprzyjacielskie czołgi posuwały się naprzód na Pałatkę. Pułkownik von Ditfurth z karabinem w ręku bronił swojego stanowiska bojowego, skosiła go seria kaemu.. Cofała się niemiecka piechota. Strzelcy pierzchali pojedynczo i w grupach przez stanowiska artylerii przeciwlotniczej, złamani ciężkim, wielogodzinnym ogniem. Jednakże młodym oficerom Luftwaffe udało się zebrać  wielu żołnierzy i stworzyć nowa linię obrony miedzy działami. Gdy pierwsi Polacy pojawili się nagle na stanowiskach 5 baterii, podporucznik Seidenath z pistoletem w ręku bronił armat.  Natychmiast rozszczekały się 20-milimetrówki. Artyleria przeciwlotnicza strzelała ze wszystkich luf do szturmującego nieprzyjaciela. Takiej nawale ognia Polacy nie byli w stanie sprostać. Ich atak załamał się. Artyleria przeciwlotnicza utrzymała swoje stanowiska.  Należało jednak przygotować się do obrony przed dalszymi atakami nocnymi.

Już o 19.30 kapitan Kohler rozkazał przejście naprzód zalegającym przy taborach plutonowi reflektorów 5 baterii. Zbiegło się to w czasie z atakiem Polaków na drodze Iłża – Piłatka. Dwa reflektory zostały uszkodzone w powszechnym zamęcie. Jednak dwa inne pozostały nienaruszone. Ich obsługi przepychają się pod prąd daleko do przodu i docierają do pozycji 5 baterii faktycznie już oskrzydlonej przez nieprzyjaciela. Jak na zawołanie przybywają porucznikowi Seidenathowi oba reflektory. Każe je przesunąć ostrożnie na stanowisko z flanki, żeby mogli ogarnąć jasnym światłem z różnych stron przedpole baterii.

Noc jest zupełnie ciemna. Około 23.30 blisko przed niemieckimi stanowiskami słychać słowa polskich komend. Szeptem, od działa do działa przekazuje się rozkaz gotowości bojowej, wydany przez porucznika Seidenatha.  Potem rozbłyska prawy reflektor. Oślepieni Polacy przykucają. Zaczyna tłuc artyleria przeciwlotnicza. Po trzech sekundach gaśnie światło po prawej, ale za to rozbłyska reflektor z lewej. Światła zapalają się na przemian co kilka sekund. Zmieniając również swoje stanowiska. Zanim Polacy skierowali swoje kaemy na błyszczące szyby, one już zgasły. Po piętnastominutowej walce i ten nocny atak nieprzyjaciela zostaje odparty. Dwa dalsze polskie natarcia są tak samo nieskuteczne.

Około 5.30 rano 5 bateria otrzymuje wreszcie rozkaz oderwania się ostrożnie od nieprzyjaciela i znalezieniu kontaktu z niemiecką linią przejściową, która utworzyła się z tyłu osiem kilometrów dalej.

W obu bateriach armat 88 mm (2 i 3 z 22 dywizjonu artylerii przeciwlotniczej) wydarzenia następują szybko po sobie. Od trzeciej rano przeważające siły polskie szturmują stanowiska obu baterii. Nieprzyjaciel wychodzi  z lasu na południu i chce jeszcze pod osłoną ciemności dokonać przy użyciu wszystkich sił przełamania na północny- wschód do Wisły. Najcięższy atak ma miejsce o 4.10. W zbitych hufcach szturmują Polacy wzgórze 246. kanonierzy armat przeciwlotniczych bronią swoich dział w walce wręcz, z bagnetami na broni. Pada ich dowódca major Weissem i kapitan Jabłoński z 3 baterii oraz liczni oficerowie i żołnierze. Kiedy wreszcie flankę polaków ostrzeliwuje III pluton 5 baterii ze swoich armat 20 mm, atak załamuje się we krwi. Kanonierzy wyskakują z ukryć i nawet samorzutnie atakują. Odpychają nieprzyjaciela o 800 metrów od swoich stanowisk wyjściowych. Po tej walce niebezpieczeństwo nie jest jednak zażegnane. Coraz to nowe nieprzyjacielskie kaemy wstrzeliwują się w stanowiska dział przeciwlotniczych. Polacy prą naprzód. Porucznik Ruckwardt, który teraz jako najstarszy oficer przejmuje dowództwo I batalionu, posyłał już dwukrotnie swojego adiutanta podporucznika Hacciusa do sztabu dywizjonu i prosił o wsparcie. Walki piechoty ożyły na nowo. Niemcy z zaniepokojeniem odliczają pozostałą amunicję. W tym momencie od tyłu na wzgórze nadjeżdżają cztery niemieckie czołgi i strzelając przystępują do bitwy. Nieprzyjaciel zatrzymuje się i ucieka. Cztery czołgi 2 kompanii 76 batalionu czołgów wyciągają w ostatniej chwili artylerię przeciwlotniczą z opresji. Pod ich ochroną przeciwlotnicy odprzodkowują działa. Tylko trzy działa 88 mm 3 baterii muszą pozostać w tyle z wymontowanymi zamkami, ponieważ ich ciągniki są zniszczone. Rankiem baterie mkną z powrotem w pełnym biegu na wschód drogą z której dopiero co korzystał nieprzyjaciel. Z lewej i prawej strony, z przydrożnych rowów trzaskał na pojazdy ogień karabinowy. Porucznik Ruckwardt dwukrotnie odprzodkowywał jadące na czele działa 88 mm i prowadził ogień. Osiemdziesiątka ósemka dosłownie toruje strzałami drogę własnym pojazdom – a potem na pełnym gazie mkną dalej. Po ośmiu kilometrach szaleńczej jazdy pojazdy osiągają niemieckie linie.

To była noc po Iłżą z 8 na 9 września 1939 roku. Ta bitwa, w której żołnierze Luftwaffe przeszkodzili przedarciu się do Wisły części polskiej 16 Dywizji Piechoty dała początek sławie niemieckiej artylerii przeciwlotniczej w walkach lądowych. Z nastaniem dnia Polacy musieli się znów wycofać do lasów. Poza tym niemiecki pierścień okrążenia został zamknięty. Po 9.00 3 Dywizja Lekka przystąpiła do nowego ataku i oczyściła obszar wokół Iłży.

Potem do bitwy w kotle przystąpiła Luftwaffe. Z wyjątkiem grupy polowej wszystkie jednostki von Richthofena rzuciły się na polskie oddziały, które zostały zamknięte na południe od Radomia. Nadlatują głęboko nad pole walki, mkną nad szosami, polnymi drogami i wsiami, wyszukując sobie cele. „Nasze czołgi z ich białymi krzyżami na „plecach” pancerza wskazują nam drogę” – relacjonuje jeden z dowódców eskadry z 77 pułku Sztukasów pułkownika Schwarzkopffa. – „Tam, gdzie one idą przodem, napotykamy stale zwarte gromady polskiego wojska. Nasze pięćdziesięciokilogramowe bomby odłamkowe działają pustosząco na te zbiegowiska. Potem w locie na małym pułapie idzie ogień z kaemów w kierunku nieprzyjaciela. Zamieszanie na ziemi jest nie do opisania.”. Ponad 150 Stukasów, myśliwców i ciężkich myśliwców wysyłał ciągle Richthoffen owego 9 września przeciwko polskim dywizjom, zamkniętym w kotle pod Radomiem. Oddziały wojsk lądowych zaciągały pętlę okrążenia coraz ciaśniej i ciaśniej. 13 września złożyły broń ostatnie polskie oddziały na leśnych obszarach wokół Iłży.

Jednak kocioł pod Radomiem był sprawą uboczną. Punkt ciężkości przeniósł się przed polską stolicę. Obie dywizje pancerne XVI Korpusu Armijnego już 7 września przełamały ostatni nieprzyjacielski rygiel blokujący po obu stronach Piotrkowa. Podczas gdy 1 Dywizja Pancerna uderzała 8 września w kierunku Wisły koło Góry Kalwarii, 4 Dywizja pancerna na północny wschód od Tomaszowa dotarła do dużej drogi z drogowskazem: „Do Warszawy – 125 kilometrów”. Teraz procentuje to, że Luftwaffe  zbombardowała wszystkie dworce kolejowe, trasy i pociągi. Polcynie mogą rzucić przeciwko niemieckiej szpicy pancernej żadnych nowych posiłków. Podczas wielkiego rajdu, któremu w powietrzu towarzyszą eskadry taktyczne z 2 pułku lotniczego, 4 Dywizja Pancerna wczesnym popołudniem 8 września posuwa się naprzód aż do skraju miasta Warszawy. O godzinie 17.00 generał von Reichenau rozkazuje uderzyć i zdobyć „otwarte miasto”. Następnego ranka wystartują grupy samolotów myśliwskich i nurkujących 4 Floty Powietrznej do ataku na kluczowe punkty militarne miasta, w przypadku, gdy Warszawa będzie broniona. Luftwaffe stała gotowa do interwencji. Pozostawało pytanie: czy Polacy uczynią pole bitwy ze swojej kwitnącej stolicy?

Cajus Bekker,  Atak na wysokości 4000. Dziennik wojenny niemieckiej Luftwaffe 1939-1945. Bellona, 1998.

 Ślady niemieckiego ostrzału moździerzowego odnalezione w rejonie pozycji obronnych 6 kompanii 7 pułku piechoty Legionów na przedmieściach Iłży - resztki zapalników uderzeniowym Wgr. Z. 34 od 8 cm Granatwerfer 34. Zbiory autora.

 Pozostałości polskich zapalników odnalezione na pobojowisku w rejonie Piłatki - pamiątka po ostrzałach niemieckich pozycji, które znajdowały się na skraju wsi przez 3 pułk artylerii lekkiej Legionów w czasie walk 8 września 1939 roku. Zbiory autora.

 Mogiła w której spoczął Rittmeister F.F Köpke, dowódca 6 szwadronu Kavallerie-Schutzen-Regiment 9. Tak opisuje jego śmierć Militar- Wochenblatt Nr 52 z 1940r. "Od godz. 15.00... dały się zauważyć ruchy Polaków w kierunku na "stary zamek". Było to sygnałem dla 6 szwadronu do energicznego parcia naprzód. Dowódca tego szwadronu Köpke pędził na czele do szturmu, który wraz z jego bohaterską śmiercią zakończył się w krzyżowym ogniu krabinów maszynowych nierzyjaciela." Zdjęcie ze zbiorów autora.

autor:tg

Polecamy